25.09.2017

278. Nagroda im. Jerzego Żuławskiego.



Copernicon dobiegł końca. Bawiłem się znakomicie, organizatorzy pięknie się mną opiekowali i nawet zamieć anielskiego puchu spadała z nieba. Spędziłem mnóstwo świetnych chwil w świetnym towarzystwie. Radek Rak, któremu kibicowałem najbardziej nie zdobył wprawdzie głównego Żuławskiego, ale otrzymał przynajmniej złote wyróżnienie. Choć nie kibicowałem jego rywalowi, Krzyśkowi Piskorskiego gratulowałem szczerze. Napisał świetną powieść. Do "Pustego nieba" czułem większą miętę i tyle.

Tak więc w Toruniu było dobrze a miejscami świetnie.

I tyle miłych westchnień.

Na galę Żuławskiego wpadłem pędem, bo biegłem na nią prosto z panelu, w którym uczestniczyłem. Na szczęście Toruń to nie Nowy Jork, od budynku, w którym odbywała się część literacka do Dworu Artusa nie było daleko. Zdążyłem na ogłoszenie wyników. Ale nie mogłem zostać do końca, bo o dziewiętnastej miałem własną prelekcję. Chyba fajną, bo licznie przybyli słuchacze poklaskali mi na zakończenie. Chyba szczerze, bo mocno i głośno. Mocniej i głośniej niż my podczas gali wręczania nagrody. Nie dlatego, że robili to z większym entuzjazmem. Po prostu było ich więcej. Chyba ze trzy razy więcej.

Około trzy razy więcej na mojej prelekcji niż na gali Żuławia. A nie jestem gwiazdą konwentów czy najpoczytniejszym z autorów fantastyki. Po mnie do sali weszła Aneta Jadowska, pewnie przyciągnęła jeszcze więcej publiczności. A sal literackich było cztery. Można jeszcze doliczyć do nich aulę przeznaczoną na panele. W sumie zebrałoby się pewnie dość osób, by zapełnić całe pomieszczenie przeznaczone na galę. Ale zamiast na niej, siedzieli u nas.

Nagroda Żuławskiego to jedna z dwóch najważniejszych nagród w polskiej fantastyce. Przyznają ją eksperci, dzięki czemu różni się znacząco od plebiscytwych Zajdli. Nie będę kombinował która z nich jest większa czy ważniejsza. Obie są ważne i tego będę się trzymał.

Ale jedna jest znana powszechnie, na tyle, że czasem o jej przyznaniu wspominają głównonurtowe dzienniki. A o drugiej wie tylko część fandomu. Wprawdzie dzięki temu co roku mówimy o "zajdelgate" a pojęcie: "żuławgate" chyba nawet nie istnieje. Ale to marne pocieszenie.

Rozmawialiśmy o tym w sobotę po gali. Bo wielu z nas poruszyło, że tak mało ludzi przyszło na Żuławia. Nie wiem, było to dwadzieścia kilka osób? Prawdopodobnie dwa razy tyle, co w ubiegłym roku. Sukces? Nie wydaje mi się.

Zastanawialiśmy się co zrobić, żeby Żuławski cieszył się prawdziwym zainteresowaniem. Rozmawialiśmy, z Radkiem Rakiem, z Kasią Kosik, z Elin... Całkiem sporo osób kombinowało co zrobić. Wiele nie wymyśliliśmy. Ale z jednym zgadzali się chyba wszyscy. Skoro wydarzenia związane z wręczaniem nagrody towarzyszą Coperniconowi, powinny być z nim bardziej związane, a nie istnieć obok konwentu. Programy obu imprez nie powinny być rozłączne. Gdyby Copernicon zawiesił program literackiej części na te dwie, może trzy godziny poświęcone na panele ekspertów i galę, to zainteresowani literaturą fani przyszliby może na nią, a nie na panele i prelekcje konwentowe. Do licha, ja bym na nią przyszedł, bo nie miałbym w tym czasie własnych punktów programu. A skoro uroczystość wręczenia nagród i tak poprzedzają panele dyskusyjne, to czemu nie wykorzystać autorów, którzy przyciągają widzów? Bo choć naukowe konferecje towarzyszące Nagrodzie są szalenie interesujące a naukowcy, którzy biorą w nich udział to świetni fachowcy i rozmówcy, to niestety ich nazwiska przyciągają fanów mniej. Rok temu udało się nam, autorom, porozmawiać z jurorami. Czemu takich właśnie rozmów nie powtarzać? Robert Wegner, Michał Cholewa, Rafał Kosik, Krzysztof Piskorski, Radek Rak nie byliby chyba złymi rozmówcami dla naukowców?

Skoro fani przychodzą na panele i prelekcje (przy czym prelekcje chyba lubią bardziej), to przyszliby na nie i do Dworu Artusa. Polcony zawieszają program całego konwentu na czas przyznania Zajdli. Czy Copernicony nie mogłyby zrobić podobnie? Nie zaszkodziłoby to konwentowi a na pewno pomogłoby Nagrodzie.

Zdjęcie pożyczyłem z profilu fejsowego Krzysztofa Piskorskiego. Prawdopodobnie on jest jego autorem.

1 komentarz:

  1. To jest w sumie mega dziwne, że w czasie gali, która - tak sobie myślę - powinna być czymś w rodzaju gwoździa programu imprezy, był pełen wybór innych atrakcji. Trudno na czymś takim zbudować rangę wydarzenia i samej nagrody. Na Polconie nigdy nie byłam, ale wydaje mi się, że tam jak jest gala, to raczej nie ma wielkiego wyboru, co ze sobą zrobić?
    No, w każdym razie szkoda. Z drugiej strony, hum hum, i tak nie czytałam żadnej ze zwycięskich książek... pufff... do nadrobienia. Kiedyś. Jak wszystko. T_T

    OdpowiedzUsuń